10 Najlepszych Zawodów: Konferansjer

29.12.2015
Autor: Michalina Wasilewska, Zdjęcia: Bartosz Mateńko

Satysfakcja, pieniądze, prestiż. Tego, w indywidualnej kolejności, oczekujemy od swojej pracy. Tylko, chociaż wiemy, czego oczekujemy, nie do końca wiemy jak to osiągnąć. I kiedy przychodzi czas na decyzję, na wybór studiów, na ukierunkowanie się –mamy czarną dziurę. Ale my postanowiliśmy Wam pomóc. Znaleźliśmy 10 zawodów, które cieszą się dużym powodzeniem i przedstawiamy je Wam od tzw. kuchni. Rozmawiamy z Andrzejem Ulhurskim – konferansjerem.

 

 

hot°: Wielu naszych czytelników, ja również, kojarzy Pana z działalności w klubie Pinokio. Tam wszystko się zaczęło?


Andrzej Ulhurski: Rzeczywiście tam po raz pierwszy zawodowo stanąłem przy mikrofonie, ale moja działalność „publiczna” zaczęła się już wcześniej – aktywnie działałem w samorządzie studenckim, wtedy jeszcze Politechniki Szczecińskiej, często organizowaliśmy różne przedsięwzięcia i nierzadko była potrzeba wystąpienia przed mniejszym czy większym audytorium.

 

hot°: Jak wyglądała Pana droga zawodowa?


Prowadząc różne imprezy w Pinokiu, nabierałem niezbędnej dozy pewności siebie, doświadczenia, swojego rodzaju „mikrofonowej ogłady”. W konsekwencji pojawiły się kolejne propozycje – prowadzenia juwenaliów, happeningów, imprez firmowych, konferencji, gali czy np. imprez w ramach trasy „Lata z Radiem” oraz „Lata Przebojów Radia Zet i tygodnika Gala”. Pamiętam też zamarzającą herbatę, ale i gorące emocje podczas Crazy Slide 2010. Miałem również półroczną przygodę z TVP Szczecin oraz brałem udział w programie TVN „Ugotowani”, który nawet udało mi się wygrać.

 

 

hot°: Jak odkrył Pan w sobie zamiłowanie do zawodu?


Pewnej wiosny nastały juwenalia. Scena stała pod moim oknem, bo mieszkałem w akademiku. Zaczął się koncert. Coś mnie tknęło, poprosiłem o wejście między scenę a barierki bezpieczeństwa i się zaczęło. Moje pierwsze show – rozgrzewanie publiczności. Skończyło się podziękowaniem od zespołu, brawami studentów i nawet piwem od kogoś z pierwszych rzędów. Potem okazało się, że moi przyjaciele nagrali to komórką, a w Pinokiu pojawiło się wolne miejsce przy mikrofonie…

 

hot°: Co w swoim zawodzie lubi Pan najbardziej?


Możliwość kreowania, przekazywania swoich emocji, brak sztampy, nowe wyzwania, a przede wszystkich to, że mogę robić to, co lubię. No i to uczucie, gdy np. przy prowadzeniu dużego koncertu na moje słowa odpowiadało jednocześnie kilka tysięcy ludzi. Bezcenne.

 

hot°: Jakie cechy charakteru powinien posiadać dobry konferansjer?


To nieco kłopotliwe pytanie, ponieważ odpowiedź na nie sugeruje, że te cechy przypisuję sobie, więc od razu zaznaczę, że nie do końca wszystkie posiadam, ale do nich dążę. Kilka niezbędnych to m.in. otwartość, chęć ciągłego uczenia się, innowacyjność, profesjonalizm. Przyda się też spory dystans do siebie.

 

 

hot°: Konferansjer to raczej wolny zawód?


Owszem. Poczucie wolności jest bardzo ważne, ale nienormowany czas pracy ma też swoje minusy. Potrzeba dużo samozaparcia, żeby ustalić odpowiednie proporcje między aktywnością zawodową a życiem prywatnym.

 

hot°: Jak wygląda zatem Pana typowy dzień pracy?


Hm, w moim przypadku nie istnieje coś takiego jak typowy dzień pracy. To niemalże oksymoron, jak gorący lód czy głośna cisza. Dni, w których nie prowadzę imprezy, to szukanie inspiracji, przygotowania do kolejnego zlecenia, doskonalenie warsztatu (np. dykcji), spotkania z potencjalnymi zleceniodawcami.

 

hot°: Jakie korzyści daje taka praca?


Przede wszystkim mogę robić to, co lubię. Oprócz tego mnóstwo okazji do poznawania ciekawych ludzi, nowych sytuacji. Dzięki temu człowiek dowiaduje się czegoś nowego również o sobie.

 



hot°: A jak wygląda strona finansowa?


Nie jest to tęcza z garncem złota na końcu, ale nie muszę też rozbijać skarbonki pod koniec miesiąca. Myślę, że proporcja między poświęcanym czasem, niezbędnym zaangażowaniem i ponoszoną odpowiedzialnością a rezultatem finansowym jest na całkiem rozsądnym poziomie.

 

hot°: Czy jest Pan usatysfakcjonowany i spełnia się w swoim zawodzie?


Na początku często słyszałem pytanie, kiedy znajdę sobie jakąś normalną pracę i dlaczego nie pracuję w zawodzie. Ja w takich sytuacjach zawsze opowiadam, że właśnie cały czas pracuję w zawodzie, bo skończyłem elektronikę i telekomunikację na Politechnice Szczecińskiej i teraz zajmuję się elektryzowaniem publiczności. Wracając do pytania - czuję się tym faktem usatysfakcjonowany i spełniony.

 

 

hot°: Co jest najtrudniejsze w Pana pracy?


Często zdarza się, zwłaszcza w sezonie letnim i karnawałowym, że jest kilka imprez pod rząd i na każdej trzeba błyszczeć dowcipem, tryskać energią i emanować świeżością. To konferansjer jest dysponentem emocji, to on buduję atmosferę wydarzenia i to od niego, od jego kondycji, zależy jak będą czuli się goście. Niemal bezustannie na wysokich obrotach.


Konferansjer to wymagający zawód, niemała odpowiedzialność. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, prowadzenie imprezy nie polega na odklepaniu scenariusza. Zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, na które trzeba dynamicznie reagować. Bywają również błędy. Wtedy trzeba na zimno przeanalizować całą sytuację i wyciągnąć wnioski. Ale czasami taki kubeł zimnej wody działa ożywczo i mobilizuje do jeszcze większej pracy.

 

hot°: Czy zawód ten daje możliwości rozwoju i pozwala mieć widoki na przyszłość?


Nawet nie tyle, że daje możliwość rozwoju, ale wręcz tego wymaga. Trzeba nieustannie się doskonalić, szukać nowych rozwiązań w ramach węższej wybranej dziedziny lub poszukiwać nowych obszarów eksploatacji. Naturalnie za coraz lepszym warsztatem i coraz większym doświadczeniem idą coraz ciekawsze zlecenia.

 

hot°: Dziękujemy za wywiad