Z pamiętniczka młodej Barmanki: Iza (Zizi) - Bostońskie Historie

27.05.2016 0 komentarzy
Autor: HotMagazine, Zdjęcia: Krystian Gąciarski i archiwum Bostonu

Zapraszamy na kolejny odcinek bostońskich opowieści z cyklu: „Z pamiętniczka młodego barmana(ki)!” czyli prywatnego, szalonego i zawsze szczerszego spojrzenia na pracę w gastronomii... Nasze opowieści, to niezwykła mieszanka ludzkich charakterów, alkoholu, muzyki, pożądania i wielu innych niegrzecznych rzeczy. Napisane z przymrużeniem oka, żeby nie było za mroczno, bo to w końcu fajny i ciekawy świat, oczywiście pod warunkiem zachowania odpowiedniego dystansu. W czerwcu swój punkt widzenia na pracę za bostońskim barem przestawi Wam – Iza (Zizi).

 

Iza (Zizi)

 

Boston. Moja przygoda z Bostonem zaczęła się lekko ponad dwa lata temu i trwa do dziś. Tak jak na naturę małego roztrzepańca przystało - wpadłam na zmianę spóźniona o Dobę;)… Tak, tak… dobrze słyszysz (bądź dobrze czytasz - jak kto woli).

 

W tym przypadku na szczęście pomyliłam piątek z sobotą - ponieważ dzień, w którym zaczęłam pracę jako barbeck, dał w kość nie tylko mi, ale i całej ekipie. Więc jak się okazało dodatkowa, aczkolwiek nieplanowana para rąk - była przydatna. Okazuje się, że doba zdecydowanie powinna mieć więcej niż 24h, ponieważ spóźniać zdarza mi się do dziś. Całe szczęście, że zarówno szefostwo jak i ekipa są wyrozumiali i wiedzą, że ratowanie świata, to rzecz absolutnie ważna, więc te 10 ewentualnie 30 minut – które powinnam już grzecznie stać za barem - przechodzi na cześć ratowania ślimaków na ścieżce rowerowej, bądź much przed zderzeniem z drzwiami tramwajowymi. No cóż, bycie superbohaterem, to nie taka łatwa sprawa :).

 

Iza (Zizi)

 

A tak już całkiem serio - dziwie się, że pod „Bostońską Choinką Świąteczną” nie znalazłam półmetrowego budzika, który czasem obudziłby mnie do życia. Tak, tak - pod „Bostońską Choinką” - bo i w czasie świątecznym staramy się znaleźć choć chwilkę, by wspólnie posiedzieć i pobiesiadować. Dla nas Boston, to nie tylko miejsce pracy. Spędzamy tu dużo czasu razem. Bywa wesoło i śmiesznie, choć nie zawsze.

 

Praca w godzinach nocnych bywa trudna i męcząca, ale myślę że dzięki temu nasza ekipa jest taka zgrana. Wówczas gdy nie musimy stać za barem, zdarza nam się przypiec karkówkę na ruszcie, posmakować co dobrego w szczecińskich restauracjach piszczy, bądź zdobyć szczeciński rekord najkrótszej gry w bilard po poprawieniu celności procentami ;). Więc sam/sama widzisz, że Boston to nie tylko 4 – ewentualnie 24 ściany - lecz to miejsce, w którym my wszyscy za barem czujemy się jak taka gastronomiczna rodzinka. No i bardzo chcielibyśmy – abyście czuli to samo będąc u nas, ponieważ jak to się mówi… w kupie siła! 

 

Tak bawił się Boston w maju!

 

Wiedzą o tym wszyscy Ci, który odwiedzają nas cyklicznie, a sami barmani nie muszą pytać: co dziś ma wylądować w formie płynnej przed obliczem Pana/Pani X. To dla nas czysta przyjemność znać Wasze podniebienia na tyle dobrze, że zanim z Waszych ust wypłynie życzenie, my już podstawiamy pod nosek Wasz ulubiony trunek.

 

Ja osobiście najchętniej serwuję wszystko to, co płonie. Gdyby była możliwość podpaliłabym cały bar... ale niestety nasz bar jest szlachetnie drewniany, więc nie wypada go narażać na zbyt wysokie temperatury - bo na czymś jednak musimy pracować. Tak czy inaczej - jeśli chcecie wypić coś, co jednocześnie dobrze smakuje i ogniście wygląda - zapraszam.

 

 

Co jeszcze można powiedzieć o pracy barmana? Myślę, że moi poprzednicy opowiedzieli Wam już bardzo dużo, więc nie chcąc się powtarzać, powiem co osobiście cenię sobie będąc pracownikiem Gastronomi. Otóż piękne jest to, że barmani w Szczecinie znają się mniej lub bardziej. Będąc w pracy przyjemnie jest gościć znajomych po fachu, a jeszcze przyjemniej jest być po drugiej stronie baru jako klient. Dzięki temu, że wszyscy znamy się bądź kojarzymy - to w jakimkolwiek lokalu byśmy nie byli - możemy poczuć się swobodnie, jak u siebie.

 

Tak bawił się Boston w maju!

 

No a jeśli już ten drugi barman ma nam coś ciekawego do opowiedzenia: czego nowego się nauczył, co nowego odkrył, na jakim szkoleniu był czy na jakim konkursie reprezentował naszą Szczecińska gastronomię – wtedy to już w ogóle czas leci jak z płatka… No i zazwyczaj kończy się długim posiedzeniem, a następnie syndromem dnia poprzedniego (?).

 

Tak bawił się Boston w maju!

 

Dlatego dbajcie moi mili o siebie i pijcie zawsze z głową i umiarem. Jak powszechnie wiadomo – kac - powszechnie znany jako kac morderca - do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy:) Choć jest najczęściej - miejmy nadzieję - wspomnieniem udanej imprezy ,a takich udanych imprez życzę Wam jak najwięcej.

 

 

Tak bawił się Boston w maju!

Komentarze

Komentarze

Brak komentarzy.

Nie ponosimy odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach i opiniach publikowanych przez Czytelników niniejszego serwisu. Publikowane komentarze są tylko i wyłącznie prywatymi opiniamii użytkowników serwisu. Zachowujemy oryginalną pisownię nadesłanych komentarzy.